sobota, 25 stycznia 2014

Rozdział 2 Samotność nie zawsze jest wyjściem

5937173_samotnosc.jpg


Śniła, to było marzenie.
Wszystko idealne.
Do czasu gdy dotarła do słów "wtedy pojawi się on". 
Wszystko prysło...
Poczuła, jak coś dziwnego się z nią dzieje. Przez głowę przelatywało tysiące myśli. Zdawało się jej, że skądś zna to uczucie. Bezustannie przewijające się obrazy nie pozwalały jej skupić uwagi. Pierwszy dzień w Hogwarcie. Podziemne korytarze, twarz Angie, jakiś pokój z mnóstwem obrazów tworzących jedną całość.. Diamentowy kwiat iskrzący się w ciemnościach.. twarz Magdalen, twarz Carla, dziwaczny stwór na parkowej ścieżce.. tak, teraz to już pewne, odstaje mu para owłosionych uszu.. ręce chyba też ma pokryte sierścią.. Jeszcze raz Carl, magiczna fotografia, klucz, którego nigdy w życiu nie widziała.. promienieje od niego jakaś dziwna światłość. Po chwili wszystkie obrazy zaczęły się zlewać, blednąć, a z nich wszystkich wyłoniła się jedna znajoma twarz. Znajoma, a jakże, ale znienawidzona po stokroć. W tłumie przed nią stał nie kto inny jak..
- Nie! - wrzasnęła nagle Hermiona odskakując gwałtownie od mikrofonu. Na sali zapanowała idealna cisza. Widmo, zjawa, człowiek bądź czymkolwiek innym był powód przerażenia dziewczyny - zniknął. Nasza bohaterka natomiast zamarła w bezruchu wciąż wpatrując się tępo w jeden punkt. Przerażenie biło z całej jej postaci. Nie mogła uwierzyć, że to naprawdę był.. Ta myśl ją przerastała. Nie była na to przygotowana, miała nadzieję, że już nigdy więcej go nie zobaczy. Los potrafi płatać figle..

˜˜˜
 - Carl Maybel? Tutaj jesteś, wszędzie cię szukałem koleś. Myślałeś, że ujdzie ci to na sucho? To posłuchaj mnie - źle myślałeś. - powiedział wysoki, krótko ostrzyżony osiłek akcentując każde słowo oddzielnie trzymając chłopaka za przód koszuli
- Słuchaj, eee.. David? - Carl próbował robić dobrą minę do złej gry
- Yyy... - gostek spojrzał w górę z tępym wyrazem twarzy - Nie. - otworzył przy tym głupio usta
- Tom?
- Nie!
- Aaa, już wiem, Edward!
- ...
- Słuchaj, sam widzisz, nawet nie wiem jak się nazywasz, z całą pewnością to jakaś okropna pomyłka. Miło było cię poznać ale ja muszę już lecieć.. - rzekł próbując wykręcić się z silnego uchwytu przeciwnika
- Musisz?! Wiesz co ty musisz? Musisz to dostać porządnie wp******!
- Spokojnie, spokojnie.. Czekaj, chyba już wiem kim ty jesteś.. Ryan, były Lucy, zgadza się? No dobra, wybacz, ale niestety się nie obejdzie.. - i odskoczył na bok zatykając sobie uszy i patrząc na Ryana wesoło
- No to... ba - boom...
Nie wiadomo jak dokładnie to się stało, ale nie minęła sekunda i dosłownie wyleciał w powietrze. Wprawdzie po chwili spadł z powrotem na ziemię, ale nieco mniej przytomny niż wcześniej.
Carl powoli podszedł do niego i spojrzał nań z góry
- To na razie kolego. Frajer.
~~
- Hermi, co ci się stało? - to zaniepokojona Maggie wbiegła na scenę by otrzeźwić przyjaciółkę
- Ja...
- Chodź, zejdźmy stąd szybko, ludzie już zaczynają myśleć, że jesteś jakąś świruską, chodź, chodź, pójdziemy na świeże powietrze
Maggie wzięła wciąż przerażoną dziewczynę delikatnie pod ramię i szepcząc cicho prowadzącemu ( "zły dzień.." ) zaprowadziła ją na taras. Po drodze zajęci zabawą ludzie nie zwracali już na nie najmniejszej uwagi. Miało to swoje dobre, ale i złe strony. Dobrą było to, że nikt ich nie wytykał palcami po tym co zaszło. Złą natomiast, że dziewczyny miały spore trudności z przejściem. Bądź co bądź, w końcu udało im się dotrzeć do celu. Maggie otworzyła tarasowe drzwi. Poczuły delikatny podmuch chłodnego wiatru. Hermiona wciąż była w szoku. Zresztą nic dziwnego, takie wizje nie są codziennością. Skupiłabym się raczej na postaci jej przyjaciółki. Otóż, Magdalen wyglądała tak, jakby wszechogarniające troski po prostu ją dobijały. Jej oczy szkliły się już od powstrzymywanych łez, lecz usta nadal dzielnie próbowały przeciwstawić się słabości. Na przekór wszystkiemu przez cały czas posyłała swej przyjaciółce pokrzepiający uśmiech. Tak, Magdalen Core z całą pewnością jest silnym człowiekiem.
- No dobrze, widzisz, już po wszystkim. Wyraźnie widzę, że coś nie daje ci spokoju, Mionka. Najpierw to twoje dzisiejsze spóźnienie, teraz to..Uwierz mi, czasem najlepszym sposobem na zmartwienia jest wyrzucenie tego z siebie..
- Ja.. Nie wiem, jak ci to.. Myślę, że nie powinnam.. - Hermiona wciąż trwała w tej samej pozycji: zapatrzona przed siebie bezmyślnie z szeroko otwartymi oczyma
- Oczywiście, że powinnaś, kochana. Nie bądź niemądra. - rzekła wciąż z tym samym wyrazem twarzy. Jak matka patrząca na dziecko?
- To.. to.. tak dużo się działo.. naprawdę, to był strasznie dziwny dzień. Najpierw ten chłopak z parku.. Gonił nas jakiś szalony stwór z nożem bądź czymś takim.. Ale to nic. To nic. Teraz, tam na sali.. Myślałam, że więcej go nie zobaczę. Zniknął z powierzchni Ziemi po tym wszystkim, co zrobił.. i nic dziwnego, zamknęli by go, to pewne.. więc jakim prawem.. jakim prawem..Jakim prawem tam był?
- Ale kto taki? - zapytała Maggie zastygając w bezruchu ze wstrzymanym oddechem
- Riddle. Patrico Riddle.
~~~
Tymczasem nasz tajemniczy Carl szedł sobie spokojnie do domu. Było już późno. Idąc tak przed siebie pustym chodnikiem przypomniał sobie o umówionym spotkaniu. 
- " A niech to.. " - pomyślał ze złością.
 Dla niego ten dzień również był pełen wrażeń. Z tą tylko różnicą, że on zdążył się już do tego przyzwyczaić. W jego życiu bez przerwy działo się coś dziwnego. Albo niebezpiecznego. Albo i jedno i drugie. Miał sporo znajomych, ale żaden z nich nie znał całej jego historii. Nie lubił się zwierzać. Matka od małego uczyła go, że nie powinien mówić innym o sobie za wiele. Wypracował w sobie zasadę: mówi ludziom tylko tyle, ile musi. Dla swojego własnego dobra... i dla ich dobra. Im mniej inni o nim wiedzą, tym lepiej dla nich. Zbyt szeroka wiedza na temat jego osoby mogłaby zesłać nieprzyjemne konsekwencje. 
Jednym z jego licznych znajomych był owy chłopak, z którym dzisiaj miał wyjść na imprezę karaoke. Zapomniał. No tak, znowu. O ilu jeszcze sprawach zapomni przez tą swoją rolę "zbawiciela świata"? Czego jeszcze będzie musiał się wyrzec dla "dobra ludzkości" ? Czasem miał ochotę już to wszystko rzucić. Skończyć z tym, niech się dzieje co chce. W takich chwilach zawsze pomagała mu matka. Była jedyną osobą w jego życiu, która go rozumiała. Wiedziała, jak bardzo jest mu ciężko. Współczuła mu i starała się pomóc jak tylko mogła.. Ona znała całą jego historię.
Doszedł już do domu. Otworzył drzwi z uśmiechem. Nie takim, jaki czasem pojawiał się na jego twarzy wśród obcych, lecz prawdziwym. Z tym właśnie szczerym uśmiechem zamierzał właśnie uściskać ukochaną rodzicielkę. Ale jej nie zobaczył. Zamiast niej zastał Logana, kolegę z którym się dziś umówił. Chłopak spojrzał się na niego dziwnie i wyciągnął do niego trzęsącą się rękę z listem.
- Co to jest? - spytał Carl patrząc na kopertę 
- S-s-s-am zobacz. - powiedział Logan i opadł w milczeniu na krzesło

"Mój ukochany synu!
Wiesz jak bardzo cię kocham, prawda? Może nie zawsze było ci łatwo, ale uwierz mi, że naprawdę starałam się, jak tylko mogłam. Wybacz mi, że tak wiele przed tobą ukrywałam, lecz po prostu nie mogłam ci tego powiedzieć. To niesprawiedliwe, czemu właśnie ty.. Szczerze, od początku nie wierzyłam, że naprawdę będziesz musiał tego dokonać. Okłamywałam samą się gdy wiązałam się z twoim ojcem, gdy patrzyłam jak stawiasz pierwsze kroki. Twoje zabawki latające po całym domu. Byłeś jak każdy inny młody czarodziej. Czemu więc miałabym uwierzyć w to, że nie jesteś jak każdy inny? Czemu miałabym wierzyć, że nie czeka cię szczęśliwa, spokojna przyszłość? I że razem z twoim ojcem Ernestem nie stworzymy prawdziwej, pełnej miłości rodziny? ...
Z prostego powodu, który już przecież znasz, skarbie. My nie możemy być szczęśliwą rodziną. Ja i Ernest jesteśmy zupełnie inni. Z zupełnie innego środowiska. Wychowaliśmy się wśród innych zasad i zwyczajów. Zupełnie odmienni.. Jak tylko dwa tak różne stworzenia mogą być. Dodatkowo, już w chwili poczęcia zostałeś związany z przepowiednią. Już wtedy było wiadomo, że zależy od ciebie los całego świata.
Ja miałam cię wychować. Miałam cię przygotować do tego, co cię czeka. Czy wypełniłam to zadanie? Chyba nie nazbyt dobrze. Teraz, już nie mogę dłużej trwać przy tobie w twojej wędrówce. Te okrutne gromuny z całą pewnością chciałyby cię zastraszyć posiłkując się moją osobą..
Wiem, że może ci być trudno. Może ci być trudno się z tym pogodzić i żyć.  Ale tak właśnie musi być, dla twojego dobra..
Pamiętaj, że cię kocham synu.  Żegnaj.
Twoja Matka

 Łzy niespodziewanie pojawiły się w oczach chłopaka. Opadł na krzesło obok przyjaciela. Zakrył twarz rękoma. To już koniec. Już nic się nie liczy. Kiedy Logan spojrzał na niego pytająco podjął natychmiastową decyzję..
- Zakazana miłość. Od tego wszystko się zaczęło.

Mam nadzieję, że wam się podobało :). Pisałam ten rozdział trzy dni, po kawałku, bo jakoś natchnienie mi się ulatniało :). A chciałam to zrobić najlepiej jak tylko umiem.  Postaram się dodać następny rozdział po tygodniu, ale nic nie obiecuję, bo czeka mnie wyjątkowo trudna praca :D. Wyjaśnienie tego i owego.. ale dobra, już kończę, bo jeszcze wypaplam :D Co do długości to chyba ok, sprawdzałam w open office i zajęło mi to 3 stronki ( tak jak poprzedni ) Piszcie co myślicie - 
Wasza Angie

2 komentarze:

  1. Super rozdział :)
    Bardzo ładnie napisałaś list matki Carla.
    Fabuła też mi się podoba.
    No i Logan przyjacielem Carla?
    Coraz lepiej.
    Ciekawe, jak to wszystko dalej się potoczy, bo na razie jest bardzo tajemniczo :))
    Mam tylko jedno zastrzeżenie, w liście powinno być ,, okłamywałam samą siebie'' nie ,,się''.
    hopelessdream

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zostałaś nominowana do Liebster Award.
      Info:
      http://how-to-say-i-am-sorry.blogspot.com/

      Usuń