sobota, 1 lutego 2014

No to chyba zawieszka..

No cóż.. Powiedzmy sobie szczerze.. Nie czuję natchnienia do pisania tego bloga. Nie podoba mi się, że wprowadziłam tu Harrego Pottera, nawet w tak małej ilości, aktualnie moje zainteresowania daleko odbiegają od tej tematyki. Niby pomysł mam, ale naprawdę nie idzie mi nic napisać. Zaczęłam już dwa rozdziały, nom, ale.. Zupełnie jakby jakaś inna osoba to napisała, jeszcze weszłam w taką trochę pełną grozy, tragiczną, smutną i wzruszającą część historii, a ja, tak jak mogłam to robić jeszcze podczas przerwy świątecznej, tak teraz zwyczajnie NIE DAM RADY. Jestem taka szczęśliwaaaa XD. Serioo XD. No i nie dam rady, przykro mi, bynajmniej nie z powodu lenistwa. Czuję za to dużo innego rodzaju natchnienia :). Zaraz lecę coś skomponować, prawie tydzień mnie w domu nie było i stęskniłam się za moim ukochanym pianinkiem ;). Niby nie chce mi się wracać do szkoły no ale.. No dobrze, już bym wam napisała esej na temat moich dziwnych i mniej dziwnych znajomych :). No i czuję też wielką ochotę do dzielenia się z innymi moim szczęściem, może niedługo zacznę pisać coś nowego, co nie wiem ;). Przykro mi na prawdę z powodu tego opowiadania, bardzo je lubiłam :). Tak bardzo, że mimo wszystko próbowałam pisać dalej, ale cóż.. za wiele mi z tego nie wyszło ;). Acha, jakby ktoś z was orientował się gdzie i w jaki sposób zdobyć jakiś znośny szablon to by było miło.. A bloga nie usunę, pewnie, że nie ;). Może jeszcze kiedyś znów mnie do tego natchnie :) ? I oczywiście informujcie mnie o nowych rozdziałach, może rozdziałów na razie nie będzie, ale nie zamierzam was z tej racji zaniedbywać ;)
Wasza szalona Angie ;)

sobota, 25 stycznia 2014

Rozdział 3 Zakazana miłość - od tego wszystko się zaczęło

milosc.jpg
 Siemanko :) Zanim zaczniecie czytać, mam dla was parę informacji a propos rozdziału. Jak pewnie zauważyliście, znajduje się w innej kategorii tzn. "Grom&Un". Pragnę wam oznajmić, że NIE JEST to oddzielne opowiadanie. Jest to część całości, nawet bardzo ważna. Będzie to historia miłości rodziców pierwszego gromuna ( został tak nazwany od ich imion - Gromlon i Un ), strasznej istoty wspomnianej w poprzednim wpisie w liście pożegnalnym matki Carla ( dla tych, którzy to inaczej zrozumieli: pisała w nim, że popełnia samobójstwo dla dobra syna ). Jak przeczytacie ( lub przypomnicie sobie ) rozdziały od 7, to zrozumiecie też kim był dziwny "starzec" goniący Carla - otóż był gromunem.
Ich "love story" planuje napisać w dwóch/trzech częściach. I jeszcze jedno: mimo, że to opo jest częścią całej historii, może też istnieć samodzielnie ( tzn, że możecie przeczytać ten wpis nie znając pozostałej części bloga ) I to chyba tyle co do wpisu, a zapomniałabym. Chciałabym zadedykować go: Akyrie, Margaret W. ( sorki nie mogłam cię powiadomić, bo pojawiał mi się błąd z kodem obrazkowym, jakbyś go usunęła byłabym wdzięczna ), hopelessdream, Pannie Malfoy , Werze i wszystkim moim czytelnikom jeśli o kimś zapomniałam przepraszam :). Dedykacja zbiorowa dlatego, bo to dzięki wam wszystkim mam siłę i chęć by dalej ciągnąć tę historie, nie potrafiłabym wybrać :). No to miłego czytania :3 



Zakazana miłość..  Pojawiała się zupełnie niespodziewanie, jak każda inna. Objawiała się również podobnie, więc co takiego sprawiało, że była "zakazana"?
Miłość dwojga młodych z dwóch nienawidzących się rodów. Miłość osób z dwóch różnych klas społecznych. Od zarania dziejów jest tematem wielu dzieł w literaturze, malarstwie, muzyce.. a jedynym powodem jej niedozwolonej natury zawsze jest tylko niemądra zasada wymyślona przez ludzi.. ale czy na pewno zawsze? O tym przekonacie się sami...

Nasza historia zaczyna się bardzo dawno temu, w nieokreślonym dokładnie miejscu i czasie. W zwyczajnej w swej niezwykłości elfiej wiosce. Żaden człowiek nie jest w stanie w pełni wyobrazić sobie jej piękna i doskonałości. Aby się do niej dostać, trzeba było przejść przez długi most, wyglądający jak porośnięte kwiatami wiekowe schody unoszące się w przestworzach. Kiedyś do tych schodów dotarła pewna istota zupełnie inna od elfów. Jednak dzięki swej znajomości metamorfomagii owe stworzenie miało szansę wejść tam niezauważone.
Był ranek. Przez ciemny, ponury las biegło stado wilkołaków. Były to naprawdę okropne stwory, wcielenie samego zła, gdyż przez zło stworzone. Zdaje się, że kogoś goniły.. Czyżby to był elf? Nie, to tylko złudzenie. Ten piękny, młody, wręcz idealny mężczyzna o ciemnych oczach nie był elfim dzieckiem. Trudno uwierzyć, ale on również należał do demonicznego rodu. Jednak prawdziwie brzydził się swoją okrutną naturą. Pragnął być inny. Chciał wyzwolić się z więzienia gwałtu i przemocy, jakim było jego stado. Oni nie mogli się na to zgodzić. Nie mogli i nie chcieli. Jako, że wciąż okazywał bunt przeciwko im, postanowili go wyeliminować.  Jednak nie udało im się to, chłopakowi udało się uciec.. Uciekając przed własnymi braćmi nasz bohater znalazł się u podnóża wejścia do innego świata. Przed sobą widział zniszczone już trochę przez czas, lekko zżółciałe, popękane schody. Po bokach, jakby  z pod spodu wyłaniały się polne kwiaty, nie znalazłszy w pełni oparcia unosiły w obłokach niczym anielskie wstęgi. Ta niezwykła droga wiła się w przestworzach prowadząc w górę, ku słońcu. Młodzieniec zmrużył w wysiłku oczy, próbując zobaczyć jej koniec. Końca nie było. Przynajmniej nie był widoczny dla jego oczu. W pewnym momencie droga po prostu zanurzała się w jakąś dziwną, oślepiającą światłość. Nie był pewny, czy chce tam iść. Jeśli tam dojdzie, mogą go zdemaskować i lepiej nie myśleć jaki los go wtedy spotka, albo jeszcze jakby tego nie było dosyć straci wzrok od tych jaśniejących promieni.. Jeśli w ogóle tam dojdzie. Droga nie wyglądała na stabilną, a pod nią znajdowała się głęboka otchłań oceanu. Gromlon( gdyż tak nazywał się nasz przybysz ) niepewnie postawił jedną, trzęsącą się lekko stopę na pierwszym stopniu. Nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło. Chłopak, nadal niepewny, obejrzał się raz jeszcze za siebie, jakby przeszłość znajdująca się za nim upominała się o jego życie. To, co znał, co było mu bliskie, krzyczało "Wróć!" , jednak jakaś zupełnie nieznana mu siła kazała iść przed siebie. Siła ta przezwyciężyła wszelkie niepewności i lęki. Przezwyciężyła wszelki strach. Tą siłą była ciekawość. Jest częścią życia każdej istoty. Gdyby nie ona, nie dochodziłoby do wielu tragedii.. ale też do rzeczy dobrych. 
Tak właśnie Gromlon znalazł się na drodze do krainy elfów. Jeszcze nie wiedział, co go tam spotka. W tej chwili nawet nie był w stanie o tym myśleć. Czuł się idealnie, jakby szedł jakąś aleją uniesień. Jego nozdrza delikatnie pieścił świeży podmuch wiatru. Cudowny zapach.. nigdy takiego nie czuł. Ta anielska woń sprawiła, że poczuł się, jakby marzenia właśnie się spełniały.. a to dopiero początek, tam, na końcu drogi czeka na niego coś o wiele wspanialszego.. Jego marny los w końcu się odmieni, odnajdzie swoje szczęście.. Tak, TAM czeka na niego coś idealnego.. Uczucie będące szczytem doskonałości..
~~~
 Każdy ma swoje małe marzenie. Gromlon pragnął wyzwolić się ze swego ciemnego i pozbawionego sensu życia, Un również pragnęła wolności. Co dzień śniła o niespotykanej i pełnej pasji przygodzie. Jej młode serce każdym milimetrem pragnęło poznać smak prawdziwej miłości.
W elfiej wiosce, w której mieszkała, żyło wielu miłych chłopców. Większość z nich znała. Pewnie między innymi dlatego nie sądziła, że mogłaby się w nich zakochać. Zbyt dobrze i długo ich znała. Byli tacy przewidywalni. Jak wszyscy w tej wiosce. Milutcy, wiecznie uśmiechnięci, pomocni. Można by myśleć, że idealni. Jednak Un miała już tego dość. Nie tego, że byli dobrzy, nie, nie zrozummy się źle. Miała tylko dość tej wiecznej monotonni wynikającej z ich usposobienia. Codziennie wstawała rano i patrzyła przez okno i co dziennie widziała za nim to samo. Elfka Sara pchała swą obładowaną taczkę na targ. Arges zamiatał ścieżkę wesoło pozdrawiając wracające z elfiego przyjęcia Fife i Reily. Nuda. Jak można tak codziennie, uparcie wykonywać te same czynności i jeszcze być z tego powodu najszczęśliwszym elfem na świecie. Un nie mogła tego pojąć. Ona pragnęła zmienności. Myślała, że to najwspanialszy scenariusz pod słońcem: co dzień poznawać coś nowego, mieć mnóstwo dziwacznych przygód no i poznać chłopaka zaskakującego w każdym calu. Tak bardzo tego pragnęła.. aż pewnego dnia za oknem zobaczyła nieznaną postać..
~~~
 Gromlon, wilkołak, który wszedł do krainy dobra czuł się tam dość dziwnie. Wszyscy wokoło byli tacy mili i uprzejmi, aż było czuć unoszące się w powietrzu szczęście. Przeszedł kawałek, ale coś kazało mu się w pewnym momencie zatrzymać. Zobaczył przepiękne, wręcz bajeczne kwiaty rosnące za niskimi sztachetkami tuż przy jednym z małych, ślicznych domków. Zadziwiły go bardzo, po bliższym przyjrzeniu przyjrzeniu się zobaczył, że nie mają prawdziwych płatków. Były to tylko jakieś dziwaczne imitacje. Zupełnie jak..
- Wspomnienia. Ukazują wspomnienia osoby, która w nie patrzy. Nie da się w nich zobaczyć wspomnień innych, tylko swoje. A szkoda, chętnie zobaczyłabym, co się dzieje poza tą wioską, bo ty jak mniemam nie jesteś tutejszy. - to elfka Un wyszła przed dom do swojego ogrodu. Wyglądała zjawiskowo. Słońce oświetliło całą jej postać, długie włosy owiewały jej idealną twarzyczkę falując delikatnie i połyskując jak złoto. Była tak piękna.. Wilcze instynkty kazały chłopakowi natychmiast rzucić się na dziewczynę. Przygwoździć do ściany domku i zasmakować jej świeżych, różanych ust.. Zanurzyć rękę w tych złocistych włosach.. zapewne musiały mieć najpiękniejszy zapach na świecie. Zupełnie jak ten z tej zachwycającej ścieżki, która go tu zaprowadziła.. Jednak nie zrobił tego wszystkiego, powiedział tylko:
- Taa, znalazłem się tu trochę.. przez przypadek. Można powiedzieć, że zabłądziłem.. a mógłbym się dowiedzieć, z kim mam przyjemność? 
- Och, ja jestem Un, mieszkam w tym właśnie domku - odparła wskazując na chatkę a jej włosy znów zafalowały roztaczając wokoło cudną woń. - A ty? Jesteś cudzoziemcem - to już wiem, lecz nic po za tym. Skąd się tu wziąłeś?
- Em.. - spojrzał dziewczynie w oczy zastanawiając się co powiedzieć - Jestem Grom.. Tak, dokładnie, Grom. Przybyłem z daleka, można powiedzieć, że z zupełnie innego świata. Jestem wielce zaszczycony, mogąc poznać tak uroczą osóbkę jak ty, pani. - rzekł z lekko uwodzicielskim spojrzeniem. Ujął delikatnie jej bladą, aksamitną dłoń i złożył na niej ulotny niczym dotyk motyla pocałunek. Dziewczyna w odpowiedzi uśmiechnęła się nieznacznie z zawstydzeniem i powiedziała cicho
- Mnie też było miło cię poznać.
...
- O, witam, jesteś nowy? - to Arges jak co dzień przyszedł zamiatać ścieżkę 
- Zgadza się, dopiero co przekroczyłem Bramę.
- Cudowna, prawda? Każdy, kto nią przechodzi, widzi i czuje spełnienie swych marzeń.. - elf rozmarzył się. - Ale, skoro jesteś nowy, to zapewne nie wiesz jeszcze o dzisiejszym festynie? A może nasza urocza Un już ci powiedziała? - i mrugnął z uśmiechem do elfki
- Nie, pierwszy raz słyszę. - jaki festyn? Mają jakieś przyjęcie? Z jakiej okazji? No tak, zawsze muszę pojawiać się w miejscach, gdzie akurat coś się dzieje, nawet tutaj nie ma spokoju..
- Koniecznie musisz przyjść! Odbędzie się pod Wielkim Dębem, nie pożałujesz! - zachęcił go przyjacielsko klepiąc po ramieniu i odszedł dalej wesoło pogwizdując z miotłą w rękach. Un natomiast podbiegła już do Fife i Reily. Gromlon znany w wiosce jako Grom został sam na sam z własnymi myślami..
~~~
Tymczasem pościg trwał. Wilkołacza armia poszukiwała uciekiniera i zdrajcy własnego gatunku. Na jej czele stała potężna przywódczyni – Meira. Była straszną osobą. Jak na wilkołaka przystało. Bezlitosna. Twarda. Wybuchowa. Bez żadnych obaw w sercu. Nie trzeba było jej głębiej poznawać, aby to wywnioskować. Jej wygląd i sposób zachowania mówił sam za siebie. Miała długie, poplątane przez wiatr kręcone, ciemnorude włosy. Jej czarne oczy zwęziły się od wiecznego niedowierzania. Pod tymi wywołującymi dreszcze oczyma zawsze widniały ciemne cienie. Mówią, że to objaw znikomej ilości snu, lecz może to jej czarna dusza próbuje wydostać się na zewnątrz? Blada cera będąca skutkiem ucieczek przed słońcem. Była ciemną istotą i wręcz nie mogła znieść jasności. Nienawidziła jej. Gdyby to od niej zależało, słońce na zawsze przestało by świecić. W wilkołaka zamieniła ją jej babka – czarownica. Kiedyś Meira była zwykłym człowiekiem, lecz jeszcze zanim została sługą ciemności, nauczyła się wiele od przodków. Znała tajemnice magii, których nikt z żyjących jeszcze nie poznał. Oto kim była, zarazem wilkołakiem i czarownicą.

Nigdy nie pragnęła miłości. Nie chciała tego. Do czasu. To się stało tak nagle i dawno. Chyba nikt prócz niej tego nie pamięta. Zaprowadzono przed jej oblicze, biednego, zagubionego w lesie chłopaka . Dawno nie widzieli w pobliżu żadnych ludzi. Ich zamiary były jasne. Jednak, jak nakazuje prawo, najpierw zaprowadzili swą ofiarę do niej.

Był taki przerażony. Miał związane z tyłu ręce, sznur był pokrwawiony. Nie mogła określić jego wzrost ani wieku. Było ciemno. Siedziała na wygodnym krześle. Po obu jej stronach świece paliły się bladym światłem. W ręku trzymała obgryzioną kość jaszczurki. Spojrzała na chłopaka ponownie. „Już za niedługo będzie wyglądać tak samo jak ta żałosna pozostałość z mego posiłku.” - przyszło jej na myśl. Nie lubiła, brzydziła się litością. Uciszyła ten głos, zagrażający pojawieniem się pomiatanego uczucia.

„Co mamy z nim zrobić?” - spytali słudzy znając już odpowiedź

„To co..” - chłopak podniósł głowę. Ich oczy się spotkały. Meira zobaczyła w nich coś więcej od głębokiej czerni. Nagle zmieniła decyzję. Coś się zmieniło... Dawna Meira zginęła na zawsze.
Meira uratowała chłopaka, ale kosztem jego szczęścia. Mógł mieć wszystko, a ona zniszczyła jego życie. Zamieniła go w wilkołaka. Myślała, że będzie jej wdzięczny, lecz zamiast miłości spotkała się z głęboką nienawiścią. Wpadła w szał, ale nie była w stanie zabić.. zbyt bardzo go pokochała. Wyczyściła mu pamięć i kazała zabrać sprzed swego oblicza. Nie słyszała o nim przez długie lata.. aż do teraz.

Zdrajcą był on. Gromlon.

~~~

Festyn. Wesoła zabawa i rozbrzmiewająca wokoło muzyka. Un szła do kramu po napój. Nagle ktoś ją potrącił, zachwiała się i … spadła.

Gromlon po długim wahaniu zdecydował się pójść na zabawę. Jednak gdy już tam dotarł, cały przepych przyjęcia kompletnie go onieśmielił. Musiał wyglądać bardzo głupio z tymi szeroko otwartymi z zachwytu ustami. Zapatrzył się na jedną z latających, srebrzystych serpentyn, zrobił krok do tyłu i wpadł na kogoś.. Zlecieli w dół. Żadne z nich nie miało pojęcia gdzie się znajduje. Okazało się, że potrąconą była poznana wcześniej Un. Musiało być już około północy. Pełnia księżyca. Gromlon przeraził się, „ Nie, proszę, nie mogę się teraz przemienić, nie mogę..” ale nic się nie stało. No prawie. W tym tajemniczym miejscu, w którym się znaleźli pojawił się srebrzysty dym.. Ogarnęło ich nieznane wcześniej uczucie. Owym dymem była magia miłości..
- Jest mi tak dziwnie.. - powiedziała elfka z lekko zamglonym wzrokiem
- To znaczy?
- Jakbym.. nie mogła bez ciebie żyć.. - wyszeptała ze strachem, przybliżając się do chłopaka i patrząc mu w oczy 
- To się nazywa miłość
- Skąd wiesz?
- Bo też to czuję..
Zbliżali się do siebie coraz bardziej. Już miało nadejść nieuniknione, lecz ich usta nie zdążyły się nawet lekko zetknąć. Przerwał im brutalnie wybuch potężniejszy od granatu.

Rozdział 2 Samotność nie zawsze jest wyjściem

5937173_samotnosc.jpg


Śniła, to było marzenie.
Wszystko idealne.
Do czasu gdy dotarła do słów "wtedy pojawi się on". 
Wszystko prysło...
Poczuła, jak coś dziwnego się z nią dzieje. Przez głowę przelatywało tysiące myśli. Zdawało się jej, że skądś zna to uczucie. Bezustannie przewijające się obrazy nie pozwalały jej skupić uwagi. Pierwszy dzień w Hogwarcie. Podziemne korytarze, twarz Angie, jakiś pokój z mnóstwem obrazów tworzących jedną całość.. Diamentowy kwiat iskrzący się w ciemnościach.. twarz Magdalen, twarz Carla, dziwaczny stwór na parkowej ścieżce.. tak, teraz to już pewne, odstaje mu para owłosionych uszu.. ręce chyba też ma pokryte sierścią.. Jeszcze raz Carl, magiczna fotografia, klucz, którego nigdy w życiu nie widziała.. promienieje od niego jakaś dziwna światłość. Po chwili wszystkie obrazy zaczęły się zlewać, blednąć, a z nich wszystkich wyłoniła się jedna znajoma twarz. Znajoma, a jakże, ale znienawidzona po stokroć. W tłumie przed nią stał nie kto inny jak..
- Nie! - wrzasnęła nagle Hermiona odskakując gwałtownie od mikrofonu. Na sali zapanowała idealna cisza. Widmo, zjawa, człowiek bądź czymkolwiek innym był powód przerażenia dziewczyny - zniknął. Nasza bohaterka natomiast zamarła w bezruchu wciąż wpatrując się tępo w jeden punkt. Przerażenie biło z całej jej postaci. Nie mogła uwierzyć, że to naprawdę był.. Ta myśl ją przerastała. Nie była na to przygotowana, miała nadzieję, że już nigdy więcej go nie zobaczy. Los potrafi płatać figle..

˜˜˜
 - Carl Maybel? Tutaj jesteś, wszędzie cię szukałem koleś. Myślałeś, że ujdzie ci to na sucho? To posłuchaj mnie - źle myślałeś. - powiedział wysoki, krótko ostrzyżony osiłek akcentując każde słowo oddzielnie trzymając chłopaka za przód koszuli
- Słuchaj, eee.. David? - Carl próbował robić dobrą minę do złej gry
- Yyy... - gostek spojrzał w górę z tępym wyrazem twarzy - Nie. - otworzył przy tym głupio usta
- Tom?
- Nie!
- Aaa, już wiem, Edward!
- ...
- Słuchaj, sam widzisz, nawet nie wiem jak się nazywasz, z całą pewnością to jakaś okropna pomyłka. Miło było cię poznać ale ja muszę już lecieć.. - rzekł próbując wykręcić się z silnego uchwytu przeciwnika
- Musisz?! Wiesz co ty musisz? Musisz to dostać porządnie wp******!
- Spokojnie, spokojnie.. Czekaj, chyba już wiem kim ty jesteś.. Ryan, były Lucy, zgadza się? No dobra, wybacz, ale niestety się nie obejdzie.. - i odskoczył na bok zatykając sobie uszy i patrząc na Ryana wesoło
- No to... ba - boom...
Nie wiadomo jak dokładnie to się stało, ale nie minęła sekunda i dosłownie wyleciał w powietrze. Wprawdzie po chwili spadł z powrotem na ziemię, ale nieco mniej przytomny niż wcześniej.
Carl powoli podszedł do niego i spojrzał nań z góry
- To na razie kolego. Frajer.
~~
- Hermi, co ci się stało? - to zaniepokojona Maggie wbiegła na scenę by otrzeźwić przyjaciółkę
- Ja...
- Chodź, zejdźmy stąd szybko, ludzie już zaczynają myśleć, że jesteś jakąś świruską, chodź, chodź, pójdziemy na świeże powietrze
Maggie wzięła wciąż przerażoną dziewczynę delikatnie pod ramię i szepcząc cicho prowadzącemu ( "zły dzień.." ) zaprowadziła ją na taras. Po drodze zajęci zabawą ludzie nie zwracali już na nie najmniejszej uwagi. Miało to swoje dobre, ale i złe strony. Dobrą było to, że nikt ich nie wytykał palcami po tym co zaszło. Złą natomiast, że dziewczyny miały spore trudności z przejściem. Bądź co bądź, w końcu udało im się dotrzeć do celu. Maggie otworzyła tarasowe drzwi. Poczuły delikatny podmuch chłodnego wiatru. Hermiona wciąż była w szoku. Zresztą nic dziwnego, takie wizje nie są codziennością. Skupiłabym się raczej na postaci jej przyjaciółki. Otóż, Magdalen wyglądała tak, jakby wszechogarniające troski po prostu ją dobijały. Jej oczy szkliły się już od powstrzymywanych łez, lecz usta nadal dzielnie próbowały przeciwstawić się słabości. Na przekór wszystkiemu przez cały czas posyłała swej przyjaciółce pokrzepiający uśmiech. Tak, Magdalen Core z całą pewnością jest silnym człowiekiem.
- No dobrze, widzisz, już po wszystkim. Wyraźnie widzę, że coś nie daje ci spokoju, Mionka. Najpierw to twoje dzisiejsze spóźnienie, teraz to..Uwierz mi, czasem najlepszym sposobem na zmartwienia jest wyrzucenie tego z siebie..
- Ja.. Nie wiem, jak ci to.. Myślę, że nie powinnam.. - Hermiona wciąż trwała w tej samej pozycji: zapatrzona przed siebie bezmyślnie z szeroko otwartymi oczyma
- Oczywiście, że powinnaś, kochana. Nie bądź niemądra. - rzekła wciąż z tym samym wyrazem twarzy. Jak matka patrząca na dziecko?
- To.. to.. tak dużo się działo.. naprawdę, to był strasznie dziwny dzień. Najpierw ten chłopak z parku.. Gonił nas jakiś szalony stwór z nożem bądź czymś takim.. Ale to nic. To nic. Teraz, tam na sali.. Myślałam, że więcej go nie zobaczę. Zniknął z powierzchni Ziemi po tym wszystkim, co zrobił.. i nic dziwnego, zamknęli by go, to pewne.. więc jakim prawem.. jakim prawem..Jakim prawem tam był?
- Ale kto taki? - zapytała Maggie zastygając w bezruchu ze wstrzymanym oddechem
- Riddle. Patrico Riddle.
~~~
Tymczasem nasz tajemniczy Carl szedł sobie spokojnie do domu. Było już późno. Idąc tak przed siebie pustym chodnikiem przypomniał sobie o umówionym spotkaniu. 
- " A niech to.. " - pomyślał ze złością.
 Dla niego ten dzień również był pełen wrażeń. Z tą tylko różnicą, że on zdążył się już do tego przyzwyczaić. W jego życiu bez przerwy działo się coś dziwnego. Albo niebezpiecznego. Albo i jedno i drugie. Miał sporo znajomych, ale żaden z nich nie znał całej jego historii. Nie lubił się zwierzać. Matka od małego uczyła go, że nie powinien mówić innym o sobie za wiele. Wypracował w sobie zasadę: mówi ludziom tylko tyle, ile musi. Dla swojego własnego dobra... i dla ich dobra. Im mniej inni o nim wiedzą, tym lepiej dla nich. Zbyt szeroka wiedza na temat jego osoby mogłaby zesłać nieprzyjemne konsekwencje. 
Jednym z jego licznych znajomych był owy chłopak, z którym dzisiaj miał wyjść na imprezę karaoke. Zapomniał. No tak, znowu. O ilu jeszcze sprawach zapomni przez tą swoją rolę "zbawiciela świata"? Czego jeszcze będzie musiał się wyrzec dla "dobra ludzkości" ? Czasem miał ochotę już to wszystko rzucić. Skończyć z tym, niech się dzieje co chce. W takich chwilach zawsze pomagała mu matka. Była jedyną osobą w jego życiu, która go rozumiała. Wiedziała, jak bardzo jest mu ciężko. Współczuła mu i starała się pomóc jak tylko mogła.. Ona znała całą jego historię.
Doszedł już do domu. Otworzył drzwi z uśmiechem. Nie takim, jaki czasem pojawiał się na jego twarzy wśród obcych, lecz prawdziwym. Z tym właśnie szczerym uśmiechem zamierzał właśnie uściskać ukochaną rodzicielkę. Ale jej nie zobaczył. Zamiast niej zastał Logana, kolegę z którym się dziś umówił. Chłopak spojrzał się na niego dziwnie i wyciągnął do niego trzęsącą się rękę z listem.
- Co to jest? - spytał Carl patrząc na kopertę 
- S-s-s-am zobacz. - powiedział Logan i opadł w milczeniu na krzesło

"Mój ukochany synu!
Wiesz jak bardzo cię kocham, prawda? Może nie zawsze było ci łatwo, ale uwierz mi, że naprawdę starałam się, jak tylko mogłam. Wybacz mi, że tak wiele przed tobą ukrywałam, lecz po prostu nie mogłam ci tego powiedzieć. To niesprawiedliwe, czemu właśnie ty.. Szczerze, od początku nie wierzyłam, że naprawdę będziesz musiał tego dokonać. Okłamywałam samą się gdy wiązałam się z twoim ojcem, gdy patrzyłam jak stawiasz pierwsze kroki. Twoje zabawki latające po całym domu. Byłeś jak każdy inny młody czarodziej. Czemu więc miałabym uwierzyć w to, że nie jesteś jak każdy inny? Czemu miałabym wierzyć, że nie czeka cię szczęśliwa, spokojna przyszłość? I że razem z twoim ojcem Ernestem nie stworzymy prawdziwej, pełnej miłości rodziny? ...
Z prostego powodu, który już przecież znasz, skarbie. My nie możemy być szczęśliwą rodziną. Ja i Ernest jesteśmy zupełnie inni. Z zupełnie innego środowiska. Wychowaliśmy się wśród innych zasad i zwyczajów. Zupełnie odmienni.. Jak tylko dwa tak różne stworzenia mogą być. Dodatkowo, już w chwili poczęcia zostałeś związany z przepowiednią. Już wtedy było wiadomo, że zależy od ciebie los całego świata.
Ja miałam cię wychować. Miałam cię przygotować do tego, co cię czeka. Czy wypełniłam to zadanie? Chyba nie nazbyt dobrze. Teraz, już nie mogę dłużej trwać przy tobie w twojej wędrówce. Te okrutne gromuny z całą pewnością chciałyby cię zastraszyć posiłkując się moją osobą..
Wiem, że może ci być trudno. Może ci być trudno się z tym pogodzić i żyć.  Ale tak właśnie musi być, dla twojego dobra..
Pamiętaj, że cię kocham synu.  Żegnaj.
Twoja Matka

 Łzy niespodziewanie pojawiły się w oczach chłopaka. Opadł na krzesło obok przyjaciela. Zakrył twarz rękoma. To już koniec. Już nic się nie liczy. Kiedy Logan spojrzał na niego pytająco podjął natychmiastową decyzję..
- Zakazana miłość. Od tego wszystko się zaczęło.

Mam nadzieję, że wam się podobało :). Pisałam ten rozdział trzy dni, po kawałku, bo jakoś natchnienie mi się ulatniało :). A chciałam to zrobić najlepiej jak tylko umiem.  Postaram się dodać następny rozdział po tygodniu, ale nic nie obiecuję, bo czeka mnie wyjątkowo trudna praca :D. Wyjaśnienie tego i owego.. ale dobra, już kończę, bo jeszcze wypaplam :D Co do długości to chyba ok, sprawdzałam w open office i zajęło mi to 3 stronki ( tak jak poprzedni ) Piszcie co myślicie - 
Wasza Angie

Rozdział 1 Kiedy łączą się dwa światy

Słońce już w pełni oświeciło Central Park. Wszystko w nim wyglądało jak co dzień, jedynym, co mogło zwrócić uwagę, była samotna, dziewczęca postać klęcząca na trawie.
Hermiona Granger siedziała tam już od kilku minut wpatrując się w znalezioną obok siebie czarodziejską fotografię. Przedstawiała trójkę kumpli śmiejących się w najlepsze z jakiegoś dowcipu. W jednym z nich rozpoznała Carla, chłopaka, który trochę przyczynił się do jej aktualnego położenia. W sumie to chyba wszystko zaczęło i skończyło się na nim. Po tym wszystkim, co ją dzisiaj spotkało z nim w roli głównej, nie miała już najmniejszej ochoty o nim myśleć, lecz cóż, takiego spotkania nie da się od tak wyrzucić z głowy. Z mnóstwem pytań i złością na tajemniczego nieznajomego, z sobie nawet nieznanych powodów schowała zdjęcie do kieszeni, po czym udała się wolnym krokiem przez park z powrotem do domu.
-"Kim on w ogóle był? Miał ze sobą magiczne zdjęcie, więc chyba czarodziejem. Skoro tak to czemu nie pomógł sobie magią?" - zastanawiała się - " No tak, mógł zapomnieć różdżki tak jak ja. Ale czemu ja o nim myślę?! To tylko jakiś głupi, bezczelny chłopak. Uch, czemu los musiał stawiać mi go na drodze? - pomyślała z rozłoszczeniem - .. i jeszcze na domiar złego ten starzec.. mogłabym przysiąc, że spod wielkiej plątoniny włosów wystawała mu para wielkich, owłosionych uszu. Zachowywał się jak szaleniec i co dziwne wyglądał, jakby miał się zaraz udusić albo zwymiotować. Przecież na żadnego normalnego człowieka świerze powietrze tak nie działa. Cóż to był za jeden? I czego ode mnie chciał?"
- " Niczego" - odezwał się głosik z wewnątrz
-" No racja. On przecież nie ścigał mnie, tylko tego Carla ( uch, jak ktoś tak zarozumiały w ogóle może chodzić po Ziemi ) Ale zupełnie nie rozumiem, czego mógł od niego chcieć.."
Oczywiście, że nie rozumiała. Bo któż mógłby przewidzieć tak niestworzony scenariusz, w którym właśnie dostała rolę. Kiedy zrozumie, czego konkretnie stała się członkiem? Możliwe, że całkiem niedługo.. a może nigdy.
Ani się spostrzegła, dotarła pod furtkę swego domu, gdzie już czekała na nią przyjaciółka - Magdalen.
- Hermi, co się stało, umówiłyśmy się przecież na wpół do dwunastej, ja tu już czekam z pół godziny, a ciebie nie ma i nie ma.. - rzekła zniecierpliwiona
- A.. - wydusiła z siebie z bardzo głupim wyrazem twarzy wyrażającym coś między zdziwieniem a głębokim zastanowieniem - Aaa, no tak, rzeczywiście, na śmierć o tym zapomniałam. Bardzo cię przepraszam Maggie,  ale tyle się działo..
- Oczywiście Miona nie ma sprawy. To jak, gdzie idziemy najpierw? Wiesz, myślałam, że może najpierw poszłybyśmy do galerii handlowej, w końcu dzisiaj idziemy na karaoke, a ja nie mam się w co ubrać. - powiedziała z udawaną histerią 
- Hmm.. Dobry pomysł. Może też znajdę coś dla siebie..
~~~
Carl Maybel. Człowiek, który.. nie do końca jest człowiekiem. Od zawsze miał trudne  życie. Wychowywał się bez ojca. Jest czarodziejem, ale potrafi więcej niż zwykły czarodziej. Nareszcie najważniejsze - zlecono mu do wykonania misję, od której zależy los wszystkich stworzeń ziemskich. Misję, której nie może za niego wykonać nikt inny. Misję, do której potrzebne jest mu coś więcej niż odwaga i umiejętności...
Ten właśnie 17-letni chłopak idzie właśnie wzdłuż parkowej alejki. Gałęzie drzew łagodnie kołyszą się na wietrze. Cisza. Słychać tylko chrobot przesuwanego stopą żwiru. Aleja jest długa i szeroka, po bokach poustawiane równiutko staroświeckie ławeczki z motywem roślinnym. Nie widać żadnej żywej duszy, choć zapewne musi być już około dwunastej. Ludzie są zbyt zapracowani, by odwiedzić stary, miejski park. Urzędnicy w biurach, sprzedawcy w sklepach, lekarze w szpitalach, nauczyciele na urlopie, a młodzież.. a młodzież ma zapewne ważniejsze sprawy. Co więc takiego sprowadziło naszego bohatera w to odludne miejsce? To dość długa historia. Śmiem twierdzić, że za długa, by ją teraz w całości opowiedzieć. Jak już wspomniałam, Carl miał trudne dzieciństwo. On sam też nigdy nie był idealny i nie jest do dzisiaj. W związku z tym często wzbudza w innych wiele sprzecznych uczuć. "Kim on właściwie jest? " - zadają sobie pytanie osoby, które go znają, albo przynajmniej tak myślą. Nie wiadomo, czy lubić go - czy trzymać się z daleka, czy kochać - czy nienawidzić. 
Kopnięcie w kamyki. Żwirek rozpryskuje się na wszystkie strony. Takie kopnięcie może wiele oznaczać, ale może i oznaczać nic. W tym przypadku chyba jednak miało to jakieś znaczenie. Nagromadzenie się złości, problemów, obaw, niepewności. Nie wypowiedzianych lęków. Tak trudno uwierzyć, że to wszystko miało wyraz w tym zwyczajnym kopnięciu. To był tylko ułamek sekundy. W parku wciąż pustka, więc nikt nie mógł tego zauważyć. Nasz bohater też sprawia wrażenie jakby nic się nie stało i nadal idzie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Spokojnie wsuwa rękę do kieszeni a jego oczy nagle z niewiadomego powodu się dziwią. Jednak nie przestaje iść - ciągle tak samo. W oddali pojawiła się nowa osoba. Z przeciwległej strony ścieżki zbliża się co raz bardziej do chłopaka - on zdaje się jej nie zauważać. Dopiero gdy stanęła obok pocałował ją lekko na powitanie. 
- Nie teraz Lucy, mam ważną sprawę do załatwienia. Możemy wyjść gdzieś później, co ty na to? - ton głosu i zachowanie Carla było zaskakujące. Nie było już w nim widać żadnych obaw. Teraz był to pewny siebie chłopak czarujący swym urokiem dziewczynę
- Och, Carlos, jak ty to robisz kochanie, już miałam ci zrobić awanturę a teraz już po prostu nie mogę się na ciebie gniewać. - powiedziała zalotnie trzepocząc powiekami śliczna blondynka
- Widocznie takie jest już moje przeznaczenie, słonko - powiedział ciepłym i głębokim głosem delikatnie okręcając sobie wokół palca lok dziewczyny. Lucy w odpowiedzi zachichotała nerwowo i nieskładnie wyjąkała przerywając co drugie słowo sztucznym śmiechem
- Och, no dobrze, chyba już nie ma sensu pytać, czemu.. to ja.. chyba już pójdę. - i po "uwolnieniu" włosów odeszła w swoją stronę
Młodzieniec odprowadził ją chwilę wzrokiem wciąż z tym samym szelmowskim uśmieszkiem, po czym powrócił do swoich rozmyślań. 
" Nie, to przecież niemożliwe, one nigdy nie wychodzą na powierzchnię Ziemi. Świerze powietrze je osłabia. I przecież nie mogą ryzykować ujawnienia się.. a mimo to fakt faktem, że znów widziałem jednego z nich. O mały włos byłoby po mnie! Tylko, dlaczego nagle zginął? I czy w ogóle zginął? To niedorzeczne, przecież one są nieśmiertelne. Tylko moc klucza może je zniszczyć a ja go wciąż nie mam. Chyba, że pokraka został tylko jakoś dziwnie osłabiony, pewnie zrobiłem mu coś nieświadomie. W końcu czasem mi się to zdarza. Jedno jest pewne: kiedy dwa światy się łączą, jeden z nich może ucierpieć.."
gwiazdy-neutronowe-4501a73715011d0d419efb1d99c3a029.gif
~~~
Słychać sygnał wiadomości. Dwie przyjaciółki po długich i wyczerpujących zakupach jedzą lody w przytulnej kawiarence. 
- Kto tam do ciebie napisał? - spytała Hermiona uśmiechając się lekko jednocześnie nachylając w stronę Maggie. Ta zdawała się być trochę zmieszana i prędko schowała komórkę z powrotem do kieszeni, co dość dziwne, gdyż nigdy nie ukrywała nic przed swoją przyjaciółką
- Aam, nic ważnego. Pyszne te lody prawda? - powiedziała z nienaturalnym uśmiechem
- No taak, całkiem smaczne, ale czy przypadkiem nie powinnaś odpisać na tego sms'a? To może być coś ważnego, a ty nawet nie przeczytałaś.. - Hermiona ciut się zaniepokoiła - Maggie nie wyglądała dobrze. Nagle zrobiła się blada, choć nie, już za chwilę na jej skórę wstąpiły delikatnie różowe plamy - robiła się na zmianę blada i czerwona. Jej głos też nie zabrzmiał najlepiej
- Hmm, nie to raczej nic ważnego.. Wybacz, ale muszę iść do łazienki, trochę źle się czuję..
- Może pójdę z tobą?
- Nie, dzięki, poradzę sobie sama. - odpowiedziała delikatnie uśmiechając się.
Ledwo Magdalen na chwilę wyszła do stolika Hermiony dosiadł się jakiś nieznajomy. Zważając na ostatnie przeżycia nie zachwyciło jej to szczególnie. Chyba za dużo się dzisiaj działo.
- Przepraszam, można się dosiąść? - zapytał blondyn. Miał dobrotliwe spojrzenie, a jego szczery uśmiech wcale nie przypominał nielubianego Carla.
- Oczywiście, o ile nie goni cię jakiś wariat z nożem i nie zamierza zabić każdego kogo znajdzie przy tobie. - powiedziała mrużąc oczy ze sceptycznym spojrzeniem
- Eem, nie za bardzo rozumiem, ale nie, nikt mnie nie goni. - odrzekł zdumiony patrząc na nią dziwnie
- No tak, przepraszam cię, to pytanie było troszkę niemądre. -roześmiała się Hermiona 
- Troszeczkę. - uśmiechnął się nieznajomy i pokiwał głową
...
- Chociaż słyszałem już nie raz podobne historie od przyjaciela, zatem TO takie niezwykłe nie jest. Co tam jakiś seryjny zabójca goniący cię po ulicy. 
Teraz oboje się już roześmiali.
- Ja jestem Logan, umówiłem się tu ze znajomym, ale chyba zapomniał. A może się spóźni? Kto tam go wie. A ty, panienko od noży, masz jakieś imię?
- Jakieś tam mam - odrzekła z uśmiechem. Logan spojrzał na nią miną proszącego psiaczka - No dobra, jestem Hermiona. Dla przyjaciół hermi.
-Jak się domyślam, zapewne nie jesteśmy jeszcze przyjaciółmi, zatem " pani Hermiono" postaram się nie nadużywać tego uprzywilejowanego skrótu.
- Och, daj spokój, mów mi po prostu Miona.
- Spoko Mionka :). O.. dostałem wiadomość.. Mój jak zwykle nieprzytomny kolega zapomniał o spotkaniu, ja chyba kiedyś go zaprowadzę do jakiegoś lekarza.. Miło było mi cię poznać, może się jeszcze kiedyś zobaczymy. Będziesz dzisiaj w " Rytmie " , szykuje się świetna impreza karaoke? Jak coś to zapraszam, naprawdę warto. Sorry ale muszę już lecieć bo mój biedny kumpel zapomni jak się nazywa. - powiedział cicho z udawaną troską
- To cześć..
- A kim był ten przystojniak, co Miona? Masz chłopaka i nic mi nie powiedziałaś? - to Magdalen wyszła już z łazienki i zaszła Hermionę od tyłu, najwyraźniej oglądając z daleka całą sytuację
- Och, Maggie, jesteś po prostu nie możliwa. Żaden chłopak, nawet go nie znałam..
- No wiesz, jak na nieznajomych całkiem dobrze wam się gadało - Maggie wywróciła znacząco oczami
- No nie bądź taka.. i widzę, że czujesz się już lepiej.. Ej, a może to ty masz jakieś problemy z chłopakiem, co? Nasza Maggie ma chłopaka, nasza Maggie ma chłopaka..
- Miona, proszę cię, to nie jest śmieszne..
- Dobra już dobra, ale tobie to wolno się ze mnie naśmiewać, a mnie nie?
Takie tam przekomarzania się przyjaciółek, nic szczególnego, chyba każdy to zna :). Wśród wesołego gwaru miasta wkrótce dotarły do domu a stamtąd już wkrótce - na imprezę karaoke w klubie "Rytm". Tak, nie przesłyszeliście się. Dokładnie tą samą o której mówił Logan. Miona była czarownicą, ale też dziewczyną i po prostu kochała śpiew. Na scenie zawsze czuła się jak ryba w wodzie. Również tym razem, kiedy tylko wspięła się na niską scenę, doszła na środek i poczuła pod palcami miłą powierzchnię mikrofonu poczuła, jak u ramion wyrastają jej skrzydła. Spojrzała na imponujący ekran i zaczął się występ. Śniła, to było marzenie. Wszystko idealne. Do czasu gdy dotarła do słów "wtedy pojawi się on". Wtedy wszystko prysło...

 Mam nadzieję, że wpis się spodobał :). Piszcie co o nim myślicie -
Wasza Angie :)

Prolog Jak wiele może przynieść zwykły poranek

wschod-aka-drzewo-slonca-aweczka.jpeg

Muzyka. Promień słońca łaskoczący po twarzy. Brzdęk zmywania naczyń. Dla Amanda Grace Deathling mieszkającej w małym domku na skrzyżowaniu ulic Black i White oznacza to tylko jedno - już ranek. Otworzyła powoli oczy.. choć nie, w sumie to tylko jedno oko. Ogarnęła krótkim spojrzeniem cały pokój. Widząc, że nic w nim się nie zmieniło, zamknęła je z powrotem. Zacisnęła powieki. Ostatnimi czasy tyle się działo.. a teraz jest już w domu, wróciła ze szkoły Magii i Czarodziejstwa Hidden i  nareszcie będzie mogła odpocząć. Tak przynajmniej myślała jeszcze wczoraj, podczas powrotnej podróży pociągiem. Tęskniła za swoim wygodnym łóżkiem. Jednak teraz już nie wiedziała, czy przypadkiem nie lepiej czuła się tam skąd odeszła?
Z rozmyślań wyrwał ją głos mamy
- Amy, już się obudziłaś?
- Tak mamo, a nawet jeśli dotychczas bym nie spała, twój głos z pewnością by mnie obudził- odkrzyknęła młoda czarownica po czym przykryła głowę poduszką.
Po chwili jednak wstała i po wszystkich codziennych czynnościach wróciła do pokoju. Wszystko idealnie poukładane leżało na drewnianych, brązowych półkach. Większość wyposażenia jej własnego kącika stanowiły przede wszystkim różnego rodzaju książki, tu i ówdzie wisiało jakieś zdjęcie lub leżał stary pluszak z dziecinnych lat. Jej uwagę przyciągnęła fotografia przyjaciół z Hidden - jedyne magiczne zdjęcie w całym pokoju. Wyjęła je z kolorowej ramki i włożywszy do książki wyszła na dwór.
Mogło być najwyżej koło dziesiątej. Amanda udała się do swojego ulubionego miejsca tzn do okolicznego parku. Było w nim prawie pusto, w ciszy słychać było śpiew ptaków. Zrobiła głęboki wdech i nagle ktoś szarpnął ją za rękę
- Szybko, chodź, musimy uciekać, biegnie tu jakiś szaleniec, zobaczył mnie na ulicy i z nożem w ręce biegnie za mną już czwartą ulicę, chyba chce mnie zabić, szybko, biegiem! - wrzasnął chaotycznie dziwny człowiek jednocześnie ciągnąc Amy za sobą i szaleńczo wytrzeszczając oczy
- Dobrze, tylko spokojnie proszę powiedzieć od początku.. - powiedziała zdziwiona cały czas biegnąc kurczowa trzymana za rękę. Po chwili oprzytomniała - Chwila, kim ty w ogóle jesteś, przecież ja cię nie znam, puszczaj natychmiast! - wyrzuciła z siebie ze złością. Próbowała wyzwolić się z uścisku lecz wtedy uciekinier uskoczył za wielki stojący samotnie śmietnik, ciągnąc ją za sobą.
- Ciii! - wyszeptał cicho stojąc z Amandą twarzą w twarz lecz cały czas spoglądając z przerażeniem w stronę alejki. Nasza osłupiała bohaterka dopiero teraz miała okazję przypatrzeć się tej dziwnej osobistości. Okazało się mianowicie, że był to chłopak mniej więcej w jej wieku. Miał średniej długości brązowe, lekko pofalowane włosy, i tego samego koloru oczy. Najbardziej jednak rzucała się w oczy jego blada cera i oczywiście to paniczne przerażenie. Dziewczyna spojrzała w tym samym kierunku co młodzieniec - już myślała, że chłopak postradał zmysły lecz po chwili na ścieżce rzeczywiście ukazał się opisywany przez niego człowiek. Biegł, jednocześnie śmiejąc się wariacko. Rzeczywiście trzymał coś w ręce.  Amanda przestraszyła się nie na żarty. Szaleniec się zbliżał, teraz to ona z całej siły złapała za rękę stojącego obok chłopaka. Spojrzała na niego ponownie  i zauważyła wystające z jego kieszeni zdjęcie. "Dziwne.." - pomyślała lecz było zbyt przerażona by się nad tym zastanawiać
- Teraz już mi nie uciekniesz. - głos dochodził znad ich głów, lecz nim którekolwiek z nich zdążyło spojrzeć w górę głos skończył -To już koniec. - po tym oboje głośno wrzasnęli spodziewając się najgorszego, lecz zamian śmiertelnego ciosu ze śmietnika przed ich stopy zwalił się ów stary wariat z nożem w ręce.
- Aaa! To.. to jest trup, ten człowiek.. Co tu się dzieje na gacie Merlina! - wrzasnęła odskakując od starca cały czas wlepiając w niego oczy
- Akurat tym nie trzeba się przejmować. Należy się bać raczej tego, że, takich jak on jest więcej.
- Jak to, co ty opowiadasz.. - teraz dziewczyna patrzyła na zmianę na ciało i na chłopaka. Przez chwilę zapadła cisza, aż nagle .. domniemane zwłoki znikły.
Na twarzy młodzieńca pojawił się wyraz ulgi. Spojrzawszy w stronę teraz już nie tylko przerażonej ale i zszokowanej dziewczyny wyciągnął do niej rękę z szelmowskim uśmiechem
- Z tego wszystkiego zapomniałem się przedstawić. Jestem Carl.
Amanda w odpowiedzi nieśmiało wyciągnęła rękę
- Amanda.. - ledwo to powiedziała, poczuła, że wiedziona dłonią nowo poznanego robi obrót i w ułamku sekundy trafia w jego ramiona w niezbyt komfortowej pozie parę centymetrów nad ziemią.
- Więc co teraz? - wyszeptał uśmiechając się bezczelnie
- O nie tego już za wiele, masz mnie natychmiast puścić! - Carl spojrzał w górę po czym uśmiechnął się złośliwie
- Jak sobie chcesz
Zaśmiał się osłupiała Hermiona wylądowała na ziemi.
- Ty! - wysyczała przez zęby za oddalającą się postacią a jej wzrok spoczął na czarodziejskiej fotografii..

Może trochę krótko, ale rozwinie się dopiero w następnych wpisach.
Wasza Angie